Podsumowanie 11. kolejki T-Mobile Ekstraklasy

I DRUŻYNA
06/10/2014 • 13:00

To była wspaniała kolejka dla kibiców dwóch śląskich klubów. Górnik wygrał „Wielkie Derby Śląska” w Chorzowie z Ruchem, a Piast Gliwice wyraźnie pokonał u siebie Legię Warszawa. Po cichu do ścisłej czołówki wskoczyła Jagiellonia, która przedłużyła fatalną wersję Wisły i awansowała na trzecie miejsce w tabeli, ex aequo ze Śląskiem Wrocław.

Zaczęło się pod Klimczokiem. Na mecz z Podbeskidziem przyjechał żądny trzech punktów i pozycji lidera wrocławski Śląsk. Zielono-biało-czerwoni nie wykorzystali jednak szansy, by pierwszy raz od maja 2012 roku wskoczyć na szczyt tabeli. Goście dwukrotnie obejmowali prowadzenie, ale Górale pokazali charakter i za każdym razem udawało im się wyrównać. Obaj trenerzy powiedzieli, że szanują ten punkt, choć i Leszek Ojrzyński i Tadeusz Pawłowski zdawali sobie sprawę, że ten mecz był do wygrania. Zarówno przez jednych jak i przez drugich. A skoro tak - to remis wydaję się być sprawiedliwy. Pozycja lidera dla Śląska uciekła. Na jak długo?

 

Trzy porażki z rzędu ( dwie w lidze i jedna w PP), wszystkie „do zera”, w dodatku w prestiżowych meczach z Legią, Lechem i Cracovią - bilans ostatnich tygodni w wykonaniu Wisły Kraków wypadał fatalnie. Dość niespodziewanie, po spotkaniu w Białymstoku, wygląda on jeszcze gorzej. Jagiellonia wygrała 2:0, a dziewiątą bramkę w sezonie zdobył lider klasyfikacji strzelców - Mateusz Piątkowski, który pogrążył Wiślaków w samej końcówce. Biała Gwiazda miała więcej strzałów i okazji, ale żadna akcja nie zakończyła się sukcesem, a liczy się tylko to, co wpadnie „do sieci”.  Trener Jagi - Michał Probierz - czuł na pewno niemałą satysfakcję z pokonania swojego byłego klubu.  Franciszek Smuda wskazywał z kolei na złą pracę arbitrów. Tak, czy inaczej - teraz to Jaga jest w tabeli nad Wisłą.

  

W sobotę doszło do pojedynku niedawnych rywali Śląska - Górnik Łęczna grał z Koroną Kielce. Złocisto-krwiści słyną z twardych wejść  i dużej ilości otrzymywanych kartek. Niektórzy mówią na to „ostra gra”, inni - jak np. napastnik Koroniarzy Przymysław Trytko - „styl gry”. Bolesne były konsekwencje tego stylu Koroniarzy w spotkaniu z beniaminkiem. W 29. min drugą żółtą kartkę (pierwsza za faul, druga za zagranie ręką) obejrzał Radek Dejmek i osłabieni goście nie zdołali poradzić sobie z przeciwnikiem. Przeciwnikiem, dodajmy, nie najlepiej dysponowanym . Łęcznianie po trzech meczach bez zwycięstwa wreszcie zgarnęli komplet oczek i wciąż są niepokonani na swoim obiekcie. Korona znów nie wykorzystała szansy na wygrzebanie się ze strefy spadkowej. 

 

Do Gdańska udała się - naładowana po zwycięskich derbach Krakowa - Cracovia. Entuzjazm Pasów szybko zgasili piłkarze Lechii. Konkretnie, uczynił to Maciej Makuszewski, strzelając bramkę już w 5. min spotkania. Przez godzinę gry biało-zieloni byli wyraźnie lepsi i wydawało się, że bez problemów dowiozą do końca trzy punkty, a może nawet podwyższą prowadzenie. Punkty co prawda dowieźli, ale w końcówce wyraźnie brakowało im sił na podwyższenie prowadzenia i kontrolowania gry. Gdyby to był inny przeciwnik, bardzo możliwe, że gospodarze skończyliby ten mecz z zaledwie jednym, a może i bez żadnego, oczka. Podopieczni Roberta Podolińskiego nie potrafili jednak wykorzystać zmęczenia gospodarzy, sami prezentując się bardzo przeciętnie. Derby derbami, ale ligowa tabela mówi jasno - Cracovia to zdecydowanie zespół na poziomie dolnej ósemki.

 

Hitem kolejki był wielki mecz na Śląsku. Przy Cichej w Chorzowie z okazji pojedynku z Górnikiem Zabrze zrobiło się bardzo… głośno. Derbowe spotkanie wzbudza mnóstwo, choć nie zawsze zdrowych, emocji. Słabo radzący sobie w tym sezonie zespół Niebieskich wprawił więc w euforię swoich fanów, kiedy to objął prowadzenie ze znienawidzonym przez nich Górnikiem. Była to jednak przedwczesna radość, bo potem wspaniałe chwile przeżywali już tylko Górnicy. Najpierw wyrównali, a kilka minut przed końcem, za sprawą Łukasza Madeja, strzelili decydującego o zwycięstwie gola. Nie dość, że zabrzanie wygrali Wielkie Derby, nie dość, że zrobili to na wyjeździe w emocjonującym meczu, dzięki bramce w samej końcówce, to jeszcze po tym triumfie zostali liderami T-Mobile Ekstraklasy. A jeszcze nie tak dawno byli bezradni w spotkaniu ze Śląskiem Wrocław.

 

Niedzielę rozpoczęliśmy w Gliwicach. Piast podejmował stołeczną Legię. Faworyt był oczywiście jasny - mistrz poprzedniego sezonu miał za sobą triumfalny powrót z Turcji, gdzie pokonał w Lidze Europy zespół Trabzonsporu, i na Śląsku miał lekko, łatwo i przyjemne zainkasować trzy punkty, którymi odskoczyłby od goniących go w tabeli drużyn. Zdecydowanie inny plan miał jednak Kamil Wilczek. Napastnik gliwiczan rozegrał mecz życia, ustrzelił hat-tricka i zdemolował obronę Legionistów. Piast pokazał w tym meczu, że jego aspiracje na pewno mogą sięgać górnej ósemki w lidze. Legia zagrała natomiast jedno ze słabszych spotkań, była bezbarwna i  przegrała zasłużenie. Nie tylko dlatego, że Wilczek miał… „dzień konia”. 

 

O tej samej porze, co Piastunki i Legioniści, swój mecz rozpoczęli zawodnicy Pogoni Szczecin oraz Zawiszy Bydgoszcz. Podobnie jak w Gliwicach, zdecydowanie lepsi okazali się gospodarze. Portowcy pewnie wygrali 3:0 nie pozostawiając złudzeń bydgoszczanom. Podopieczni Mariusza Rumaka niewiele poprawili grę defensywną po tym, jak sześć goli wbił im poznański Kolejorz.  Defensywa Zawiszy wciąż jest dziurawa jak sito. 31 straconych bramek w 11 spotkaniach to wynik zatrważający! Do widoku Zawiszy na końcu ligowej tabeli musimy się chyba przyzwyczaić. Szczecinianie mają wyższe nie tylko umiejętności, ale i cele - gra podopiecznych Dariusza Wdowczyka w grupie mistrzowskiej po sezonie zasadniczym wcale nie jesteś niemożliwa. 

 

Kolejkę zakończył mecz w Poznaniu, gdzie Lech podejmował GKS Bełchatów. Przed spotkaniem trudno było wskazać faworyta - wszak gospodarze, po zmianie trenera, prezentują się coraz lepiej, ale jednak są w tabeli znacznie niżej, niż beniaminek z Bełchatowa. Na korzyść Brunatnych miała działać najszczelniejsza w lidze defensywa, która w dziesięciu ligowych kolejkach dała się zaskoczyć zaledwie cztery razy. Jakież zaskoczenie mógł czuć ktoś, kto nie oglądał meczu, ale zobaczył tylko wynik. Lech rozgromił GKS aż 5 do 0! Poznaniacy pokonali Malarza więcej niż dziesięciu wcześniejszych rywali beniaminka razem wziętych! Niezwykle brzmią teraz słowa Dariusza Formelli - skrzydłowego Lecha - który przed meczem mówił: „GKS traci mało goli? W niedzielę to się zmieni. Po meczu będziemy mówili, że jednak traci sporo bramek”…  A może to po prostu Lech sporo strzela?

 

Spotkania 11. kolejki T-Mobile Ekstraklasy:

 

Piątek (3 października)

 

Podbeskidzie Bielsko-Biała - Śląsk Wrocław 2:2 (1:1)

Wisła Kraków - Jagiellonia Białystok 0:2 (0:0)

 

Sobota (4 października)

 

Górnik Łęczna - Korona Kielce 1:0 (1:0)

Lechia Gdańsk - KS Cracovia 1:0 (1:0)

Ruch Chorzów - Górnik Zabrze 1:2 (1:1)

 

Niedziela (5 października)

 

Piast Gliwice - Legia Warszawa 3:1 (2:0)

Pogoń Szczecin - Zawisza Bydgoszcz 3:0 (2:0)

Lech Poznań - PGE GKS Bełchatów 5:0 (1:0)

Autor: Jędrzej Rybak