Podsumowanie 5. kolejki Ekstraklasy

I DRUŻYNA
17/08/2015 • 19:55

Mistrz i wicemistrz na kolanach. Niespodziewana zmiana lidera oraz rollercoaster w Łęcznej rozstrzygnięty ostatnim dotknięciem piłki. Działo się sporo w 5. serii gier i można nawet stwierdzić, że była to kolejka cudów.

Zanim jednak do zjawisk nie z tej ziemi przejdziemy, nasza podróż po 5. kolejce Ekstraklasy rozpoczniemy od dość spodziewanej wygranej Cracovii w Kielcach. W stolicy województwa świętokrzyskiego Korona uległa Pasom 0:3 i jedynym zaskoczeniem w tym wyniku może być jego wysokość. Po dobrym starcie złocisto-krwiści osunęli się w środek ligowej tabeli, a zespół Jacka Zielińskiego z kolei zadomowił się na ligowym podium. Na razie na jego najniższym stopniu, ale jeśli krakowianie odbudują serię meczów bez porażki, to mogą mieć jeszcze jesienią dużo momentów radości.

 

Drugie z piątkowych spotkań było już prawdziwym ligowym trzęsieniem ziemi. Na własnym stadionie beniaminek z Lubina ograł bowiem aktualnego mistrza Polski Lecha Poznań. Gospodarze szybko wyszli na prowadzenie, podwyższyli je pod koniec pierwszej połowy i właściwie kontrolowali mecz stwarzając sobie kolejne dobre okazje. Poznaniacy zerwali się dopiero w końcówce, ale trafienie Marcina Robaka było zaledwie tym, z gatunku „na otarcie łez”. W Wielkopolsce mają teraz prawdziwy ból głowy, gdyż w przededniu ostatecznej walki o fazę grupowa Ligi Europy zespół nie tylko nie prezentuje nadzwyczajnej (określając delikatnie) formy, lecz również trapiony jest poważnymi urazami. Do listy kontuzjowanych dołączył w weekend Gergo Lovrencsics.

 

Skoro w piątek zapunktował jeden beniaminek, to drugi w sobotę nie chciał być gorszy. Termalika o godz. 15:30 podejmowała w Mielcu zabrzańskiego Górnika i nakreśliła mu podobny scenariusz do tego, z meczu Zagłębie - Lech. Podobny, bo po szybkim otwarciu wyniku i podwyższeniu go pod koniec pierwszej połowy... w drugiej rywal został jeszcze dobity trzecim golem. W Zabrzu nie zadziałał efekt „nowej miotły” i Leszek Ojrzyński nie doczekał się szczęśliwego debiutu na ławce trenerskiej Górnika.

 

Drugie z sobotnich spotkań, wydawało się być kolejnym pojedynkiem, w którym kopciuszek utrze nosa bardziej renomowanemu przeciwnikowi. Przynajmniej do 22. minuty, w której Górnik Łęczna stracił dwubramkową przewagę nad Śląskiem. Najpierw błąd Prusaka wykorzystał Pich. Później z niepewnej interwencji golkipera skorzystał Kamil Biliński. WKS dominował, oddawał masę strzałów na bramkę rywala, ale szalę zwycięstwa przechylił na swoją korzyść dopiero w doliczonym czasie gry. Tu niespodziewanie zachował się Tomislav Bożić, który podniósł nogę przepuszczając piłkę w miejsce, gdzie czyhał na nią Flavio Paixao. Chytrość Portugalczyka i bardzo dobre zawody w wykonaniu Tomasza Hołoty zapewniły zielono-biało-czerwonym pierwsze wyjazdowe zwycięstwo w sezonie Ekstraklasy.

 

W Święto Wojska Polskiego jedna militarna drużyna (Śląsk) zgarnęła na wyjeździe komplet punktów, lecz druga (Legia) musiała obejść się smakiem. Niektórzy eksperci z powątpiewaniem patrzyli jak ich koledzy w przedmeczowych zapowiedziach określają starcie CWKS-u z Piastem Gliwice jako pojedynek na szczycie Ekstraklasy i wieszczyli łatwe zwycięstwo stołecznej drużyny. Piastunki postanowiły utrzeć jednak nosa „ekspertom” i warszawianom, zwyciężyły 2:1 i zamieniły wicemistrzów Polski na miejscu lidera tabeli.

 

Sukcesy Zagłębia, Termaliki i Piasta rozbudziły nadzieje również w drużynie Ruchu, która pomimo jednopunktowej przewagi w tabeli nad Jagiellonią, wcale nie była uznawana za faworyta starcia w Białymstoku. Tutaj gospodarze jednak nie zawiedli i kontrolując całe spotkanie zwyciężyli 2:1. To najmniejszy wymiar kary dla Niebieskich, których od utraty trzech kolejnych bramek uchroniły: słupek, poprzeczka i interpretacja przepisów przez sędziego.

 

Przy okazji niedzielnych spotkań nie możemy zapominać, że w Ekstraklasie przeżywamy obecnie małe tournée po meczach przyjaźni. Ze sobą mierzyły się przed tygodniem Śląsk z Lechią, a teraz gdańszczanie udali się do Krakowa (za dwa tygodnie przyjedzie tam WKS). Jak na razie w tych starciach trwa impas. Po bezbramkowym podziale punktów we Wrocławiu, tym razem Wisła z Lechią stworzyły widowisko, którego bramkami można by było obdzielić kilka spotkań Ekstraklasy. Wynik 3:3 żadnej ze stron niestety nie satysfakcjonuje i zadowoleni mogą się czuć właściwie tylko kibice, którzy: a) obejrzeli aż 6 goli, b) mieli szansę obejrzeć 6 goli, gdyż losy rozpoczęcia spotkania z powodów atmosferycznych ważyły się do ostatniej chwili.

 

5. kolejkę obfitującą w cudy zakończyliśmy tradycyjnie w poniedziałek, gdy Podbeskidzie ugościło na własnym obiekcie szczecińską Pogoń. Tu znów mogliśmy obejrzeć spotkanie z gatunku "paranienormalnych", w którym jedna drużyna (Pogoń) ucieka na dwubramkowe prowadzenie, a druga drużyna (Podbeskidzie) skutecznie doprowadza do remisu. Tym razem jednak Portowcy, którzy prowadzili, potrafili w końcówce przechylić szalę zwycięstwa na swoją korzyść.

 

Piątek, 14 sierpnia

Korona Kielce - Cracovia 0:3 (0:2)

Zagłębie Lubin - Lech Poznań 2:1 (2:0)

 

Sobota, 15 sierpnia

Termalica Bruk-Bet Nieciecza - Górnik Zabrze 3:0 (2:0)

Górnik Łęczna - Śląsk Wrocław 2:3 (2:2)

Piast Gliwice - Legia Warszawa 2:1 (1:1)

 

Niedziela, 16 sierpnia

Jagiellonia Białystok - Ruch Chorzów 2:1 (1:0)

Wisła Kraków - Lechia Gdańsk 3:3 (2:1)

 

Poniedziałek, 10 sierpnia

Podbeskidzie Bielsko-Biała - Pogoń Szczecin 2:3 (0:2)

Autor: Mateusz Kondrat, Fot. Ekstraklasa