Podsumowanie 6. kolejki Ekstraklasy

I DRUŻYNA
24/08/2015 • 19:55

W tym tygodniu dziennikarze podsumowujący minioną kolejkę Ekstraklasy nie muszą długo szukać sposobu, jak jednym słowem ją określić. „Karna”. To idealne słowo dla 6. serii gier rodzimej ligi. W końcu rzutów karnych było w niej... aż 7!

Festiwal jedenastek rozpoczęliśmy już w pierwszym meczu 6. kolejki. Wynik meczu pomiędzy dwoma niepokonanymi drużynami tego sezonu otworzył dla Wisły Kraków Rafael Crivellaro. Na 9 minut przed końcowym gwizdkiem, gdy już wydawało się, że bez porażki w rozgrywkach pozostanie już tylko Biała Gwiazda, z jedenastu metrów celnie uderzył Adam Frączczak. Dwa gole, dwa z rzutów karnych, dwa zespoły bez porażki. To musiało się tak skończyć.


 
Wieczorem fanatycy Ekstraklasy zostali jeszcze na Północy, bo gdańska Lechia od 20:30 podejmowała zespół Górnika Łęczna. Lechiści łaknęli trzech punktów jak ryba wody i... udało się im je zdobyć przy dużym udziale Sergiusza Prusaka. Golkiper łęcznian wyleciał z boiska już na początku meczu, gdy obejrzał czerwony kartonik za zagranie ręką poza polem karnym. Znając zasadę Jurija Szatałowa - dwa błędy i zmiana bramkarza - oraz biorąc pod uwagę przymusową pauzę kartkową. Doświadczonego bramkarza szybko już na ekstraklasowych boiskach nie zobaczymy. Lechia zdziesiątkowanego Górnika rozbiła ostatecznie 3:1, a dwie bramki zdobył nowy król Pomorza Lukas Haraslin. Przypieczętowujące zwycięstwo trafienie zanotował z kolei Stojan Vranjes, rzecz jasna... z rzutu karnego.
 

Po serii dwóch zwycięstw z rzędu zespół Termaliki mógł jechać do Chorzowa z nadziejami na korzystny rezultat, którym z pewnością byłoby zdobycie jakiegokolwiek punktu. Plany beniaminkowi pokrzyżował jednak Ruch, który błysnął fantastyczną formą strzelecką. Gole dla Niebieskich zdobywali Eduards Visņakovs Patryk Lipski, Rołand Gigołajew i Artur Lenartowski. Niecieczanie odpowiedzieli trafieniem Wojciecha Kędziory. Rzutów karnych nie było, ale potężna bomba z dystansu skutecznie wypełniła słoik z etykietą „Emocje”. Poważny kandydat do gola kolejki/sezonu/dziesięciolecia (?).
 

Piłkarze Śląska Wrocałw mają prawo czuć się zawiedzeni rozstrzygnięciem swojego sobotniego meczu. Podopieczni Tadeusza Pawłowskiego w pełni zdominowali Podbeskidzie, co udokumentowali trafieniem Roberta Picha po pięknej zespołowej akcji. Poza tym Wojskowi aż trzykrotnie obijali poprzeczkę bramki Emiljusa Zubasa i mieli... „jedenastkę”. Tej skutecznie nie potrafił jednak wyegzekwować Flavio Paixao i spotkanie musiało zakończyć się remisem. Remisem, który Podbeskidziu wypracował uderzeniem z rzutu karnego Marek Sokołowski.
 

Poprzeczne czy pionowe? Przed spotkaniem można było zastanawiać się, które „pasy” będą dziś bardziej uradowane. Problem ten rozwiązał się jednak na boisku, bo Jagiellonia zagrała w jednolitych czarnych koszulkach, a Cracovia... nie dała rady odnieść zwycięstwa. Naprawdę dobre tempo pierwszej połowy okraszone było dodatkowo pięknymi, soczystymi uderzeniami zza „szesnastki (Vassiljev i Budziński). W drugich 45 minutach zabrakło „piłkarskiej soli”, ale i tak oglądający nie mogli czuć się zawiedzeni.
 

„Niedziela cudów”, tak nazwać można by było starcia z przedostatniego dnia 6. kolejki Ekstraklasy. Najpierw cud, a raczej - historické výsledky - zanotował Piast Gliwice, który po rozłożeniu przed tygodniem na łopatki wicemistrza Polski, tym razem znokautował, prosto, szybko, acz skutecznie, aktualnego mistrza kraju! Po tym zwycięstwie podopieczni Radoslava Latala nadal siedzą wygodnie na fotelu lidera i na pewno zostaną na nim aż do września. 4 punkty przewagi nad drugą Cracovią sprawiają, że Piastunki nawet na przerwie reprezentacyjnej będą dumnie nosiły tytuł aktualnego przodownika tabeli.
 

Równie historyczne i „cudowne” osiągniecie odnotowano w stolicy. Warszawska Legia wbiła Koronie Kielce jednego gola (z rzutu karnego), lecz to nie wystarczyło, by cieszyć się z jakichkolwiek punktów. Złocisto-krwiści dotychczas w swojej historii 11 razy grali na Łazienkowskiej i za każdym razem przegrywali. W niedzielę, dzięki golom z początku i końca meczu, wygrali w stolicy pierwszy raz! Przy okazji drużyna z woj. świętokrzyskiego zanotowała w jednym spotkaniu zarówno najszybciej zdobytą bramkę w bieżącym sezonie, jak i najpóźniej. Kawał ładnej historii!
 

6. kolejkę zakończyliśmy w Zabrzu, w którym miejscowy Górnik podejmował beniaminka z Lubina. Poniedziałkowy przystanek Ekstraklasy miał nam dać odpowiedź na pytanie "Czy drużyna Leszka Ojrzyńskiego wyjdzie w końcu z kryzysu?". Po pierwszej połowie odpowiedź z pewnością była przecząca, gdyż lubinianie prowadzili w niej już 2:0. W drugiej części gry jednak... zabrzanie zdołali wyrównać! Rzecz jasna, jak można się było w tej kolejce spodziewać, zrobili to z rzutu karnego.  

 

Kolejka 6.

Piątek, 21 sierpnia
 
Pogoń Szczecin - Wisła Kraków 1:1 (0:1)
 
Lechia Gdańsk - Górnik Łęczna 3:1 (1:1)
 
Sobota, 22 sierpnia
 
Ruch Chorzów - Termalica Bruk-Bet Nieciecza 4:1 (1:1)
 
Śląsk Wrocław - Podbeskidzie Bielsko-Biała 1:1 (1:0)
 
Lech Poznań - Piast Gliwice 0:1 (0:1)
 
Niedziela, 23 sierpnia
 
Cracovia - Jagiellonia Białystok 1:1 (1:1)
 
Legia Warszawa - Korona Kielce 1:2 (0:1)
 
Poniedziałek, 24 sierpnia
 
Górnik Zabrze - Zagłębie Lubin 2:2 (0:2)

Autor: Mateusz Kondrat, Fot. Ekstraklasa